„Największym sukcesem DeeZee jest z pewnością znalezienie inwestora, bo właśnie to pozwoliło marce rozwinąć skrzydła. Teraz jednak skupiam się na tym, co sprawia mi najwięcej radości, czyli na rozwijaniu własnej marki osobistej przez media społecznościowe” – o rozwoju e-sklepu i marki DeeZee oraz o budowaniu marki osobistej opowiada Dominika Żak, założycielka DeeZee.
Dominika Żak
Założycielka DeeZee, które od 18 lat stanowi jedną z najbardziej rozpoznawalnych i najszybciej rozwijających się marek modowych w Polsce. Swoje produkty sprzedaje na platformach internetowych w sześciu europejskich krajach, a wysyłki realizuje łącznie aż do 35 państw (produkty DeeZee są również dostępne w tysiącu sklepów Grupy CCC, która w 2018 r. zainwestowała w rozwój marki).Zbudowała również ogromną, ponad 2-milionową, zaangażowaną społeczność DeeZee w mediach społecznościowych. Na prywatnym koncie na Instagramie edukuje na temat budowania silnej marki osobistej. Śledzi ją tam blisko 130 tys. osób.
Anna Wilma: Zacznijmy od cyferek. Prawie 20 lat w e-commerce, 18 lat od założenia DeeZee, ponad 100 mln zł obrotu rocznie, ponad 2 mln obserwujących markę w social mediach, ponad 1 mln butów wysyłanych rocznie, e-sklepy na 6 rynkach i produkty dostępne w 35 krajach. Jakie były kamienie milowe w rozwoju DeeZee?
Dominika Żak: Takich kroków było kilka. Pierwszy z nich to na pewno całkowita rezygnacja ze sprzedaży na Allegro i przejście wyłącznie na sprzedaż przez stronę internetową. Na Allegro sprzedawałam dosyć długo i szło mi lepiej, niż się spodziewałam. Pomysł na własny sklep z konkretną domeną powstał dopiero po jakimś czasie. Czułam, że to dobry kierunek, ale nie miałam na to za dużo pieniędzy, więc musiałam pożyczyć je od mojej mamy. Gdy sklep ruszył, więcej osób zainteresowało się DeeZee.
Słuchaj „Marketer+” Podcast
Kolejnym ważnym krokiem było stworzenie kont firmowych w mediach społecznościowych – najpierw na Facebooku, a potem na Instagramie. Rozkręcałam je samodzielnie, powoli, małymi kroczkami i cierpliwie budowałam społeczność.
Trzecim ważnym krokiem, w zasadzie przełomowym, okazało się pozyskanie inwestora. Wtedy nasze wyniki wystrzeliły w kosmos, bardzo szybko podwajaliśmy obroty rok do roku, i to przy dobrym wskaźniku rentowności. Już po dwóch latach wzrost sprzedaży DeeZee wyniósł ponad 90%. Również pandemia mocno nakręciła sprzedaż naszych produktów. W trakcie lockdownu zwiększyliśmy ją aż trzykrotnie.
Przewagę dają nam naprawdę dobre wyczucie trendów i dbałość o detale. Obserwujemy rynek w Polsce i na świecie, bardzo starannie dobieramy kolekcję i staramy się działać tak, żeby każda kobieta znalazła u nas buty dla siebie
A jak określi Pani główne czynniki sukcesu DeeZee? Asortyment, ceny, obsługa klienta, marketing, lojalni klienci? Co stanowi o przewadze konkurencyjnej Pani biznesu?
Po części każdy z tych elementów w jakiś sposób złożył się na sukces DeeZee. Myślę jednak, że przewagę dają nam naprawdę dobre wyczucie trendów i dbałość o detale. Obserwujemy rynek w Polsce i na świecie, bardzo starannie dobieramy kolekcję i staramy się działać tak, żeby każda kobieta znalazła u nas buty dla siebie. Teraz sami wyznaczamy pewne trendy.
Jestem estetką, dlatego kładę ogromny nacisk na to, żeby zdjęcia, grafiki i filmy przedstawiające nasze produkty były idealne. Wiem, że klientki to doceniają. Nie bez znaczenia jest też przystępna cena, ale myślę, że większą wagę ma fakt, że my wszyscy tworzymy społeczność – w firmie jesteśmy DeeZee Teamem, a nasze klientki to #DeeZeeGirls. Dbamy o kontakt z obserwatorkami w mediach społecznościowych. Wchodzimy w interakcje, odpowiadamy na wszelkie pytania, dzięki czemu klientki czują się „zaopiekowane”.
Nie byłoby tych osiągnięć, gdyby nie ciężka praca – moja i mojego zespołu. Można mieć dobry pomysł i środki na jego zrealizowanie, ale bez wysiłku trudno odnieść sukces. My z tym nigdy nie mieliśmy problemu. Podstawą było (i jest) pełne zaangażowanie mojego zespołu w działania i dostępność oferty DeeZee w każdym sklepie CCC w Polsce i z granicą.
W Pani pracy ważniejsze są doświadczenie i inteligencja czy intuicja? Były sytuacje, w których wbrew rozsądkowi w Pani głowie zapaliła się czerwona lampka, która kazała podjąć decyzję sprzeczną z głosami innych osób?
Gdy trzeba podejmować strategiczne decyzje, wszystko jest ważne. Zanim jednak zdobędzie się doświadczenie, należy zdać się właśnie na intuicję i inteligencję. Trzeba mieć do tego dryg. Uważam, że ludzi, którzy odnoszą sukces, łączą pewne cechy, takie jak zdyscyplinowanie, umiejętność wyznaczania celów i dążenia do nich oraz otwarty umysł. Jestem zwolenniczką nauki przez całe życie. Trzeba wciąż się kształcić i zdobywać nową wiedzę.
Intuicja się przydaje, jednak nie każdy ją ma, co nie znaczy, że nie poradzi sobie na takim stanowisku jak moje. Ja akurat swojej intuicji wierzę, chyba tylko raz mnie zawiodła. Myślę jednak, że z czasem zastępuje ją doświadczenie. Znamy już pewne schematy, wiemy, jak działać, łatwiej nam podejmować decyzje. Najwięcej uczymy się na własnych błędach.
Co do czerwonej lampki – nie przypominam sobie dramatycznych sytuacji, choć z pewnością jakieś były.
Intuicja biznesowa jest niezbędna do podejmowania kluczowych decyzji. Z nią łatwiej dostosować strategię do zmieniających się ciągle warunków
Co uważa Pani za swój największy talent, a co za najgorszą wadę?
Jedną z moich wad jest branie odpowiedzialności za innych ludzi. Empatia może być dużą przeszkodą w prowadzeniu biznesu, zwłaszcza gdy dokłada obowiązków. Być może również mój perfekcjonizm jest nieco problematyczny, choć myślę, że ma on też swoje zalety.
Jeśli chodzi o talenty, muszę przyznać, że mam wyczucie do trendów. Tak było w przypadku klapków Havaianas, których niestety ostatecznie nie udało mi się wprowadzić na nasz rynek, a które później okazały się hitem, a także butów Emu, które sprzedawaliśmy z sukcesem.
Co było największym sukcesem, a co najboleśniejszą lekcją, z jaką się Pani zawodowo zmierzyła?
Sukcesem marki DeeZee jest z pewnością znalezienie inwestora, bo właśnie to pozwoliło marce rozwinąć skrzydła. Teraz jednak skupiam się na tym, co sprawia mi najwięcej radości, czyli na rozwijaniu własnej marki osobistej przez media społecznościowe.
One stały się moją pasją niemal w tym samym momencie, w którym założyłam stronę DeeZee na Facebooku i Instagramie. Przez te lata nauczyłam się naprawdę dużo o socialach. Można powiedzieć, że wiem już o nich praktycznie wszystko (jednak dalej się uczę!). Teraz tą wiedzą chcę się dzielić i jestem na dobrej drodze. Ten rok będzie przełomowy. Już niedługo wypuszczam kurs na temat budowania marki osobistej na Instagramie, do sprzedaży wejdą e-booki, a to dopiero początek. Czuję, że największy sukces jeszcze przede mną.
Co do porażek – może nie było ich wiele, ale za to były spektakularne. Jedna z nich wiąże się z havaianasami, o których już wcześniej wspominałam. Byłam przekonana, że to będzie dobra inwestycja. Znalazłam firmę, która twierdziła, że jest dystrybutorem marki. Dogadałam z nią szczegóły i miałam dostać dużą partię klapków, z tym że musiałam zapłacić za nie z góry. Nie miałam zbyt wiele pieniędzy, a czułam, że to ogromna szansa, dlatego zaryzykowałam i sprzedałam mieszkanie. Mój błąd był taki, że nie spisałam umowy i działałam pod wpływem impulsu. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego, że ktoś mnie oszuka. Ostatecznie zostałam bez pieniędzy, bez klapków i bez mieszkania. To była cenna lekcja. Kubeł zimnej wody, który pozwolił mi na zawsze zapamiętać, że intuicja to nie wszystko.
Z pewnością mam duży wpływ na moją markę. Zbudowałam ją, wkładam w nią całe serce. Byłam de facto archetypem DeeZee Girl
Co Pani robi w tzw. sytuacjach bez wyjścia?
Przede wszystkim nigdy nie traktuję ich jako sytuacji bez wyjścia. Zawsze da się coś zrobić. Czasami trzeba poświęcić więcej czasu, żeby znaleźć rozwiązanie, czasem mniej, ale zawsze się da. Wszystko zależy od determinacji. Nawet w przypadku tych klapków, o których wspomniałam. Mogłam się poddać, stwierdzić, że to nie dla mnie, i zająć się czymś innym. Ja jednak wiedziałam, że błędy są po to, żeby się na nich uczyć. Nawet gdy są dotkliwe i pozornie nie do rozwiązania. Co zrobiłam, gdy straciłam pieniądze? Działałam dalej. Brnęłam jak czołg. Podnosiłam się powoli, aż do skutku i teraz marka działa, jak należy. Najgorsze, co można zrobić, to się poddać. Wtedy już nie ma żadnej alternatywy. Gdy walczymy i podejmujemy decyzję, że chcemy coś naprawić albo po prostu doprowadzić do skutku, jesteśmy zorientowani na cel. Szukamy wtedy rozwiązań. Czasami nawet te pozornie abstrakcyjne przynoszą najlepsze rezultaty.
Od wejścia CCC w 2018 r. obroty DeeZee rosną o ponad 100% rok do roku. Co najmocniej na to wpłynęło?
Dzięki CCC marka stała się bardziej rozpoznawalna. Weszła do offline’u. Mogły ją poznać kobiety, które rzadko robią zakupy przez internet. Zwiększyła się więc sprzedaż naszych produktów. Oferta DeeZee stała się dostępna we wszystkich sklepach CCC – w Polsce i za granicą – więc to był pierwszy krok ku temu, żeby DeeZee stało się marka globalną. Dzięki środkom, które zyskaliśmy, mogliśmy zainwestować w ulepszanie produktów i w marketing, dzięki czemu dotarliśmy do większej liczby klientek.
Jakie kroki poczyniła już marka DeeZee, aby stać się brandem globalnym?
Przede wszystkim to, o czym już wspomniałam – pozyskanie inwestora, dzięki któremu nasze produkty trafiły na rynki zagraniczne. Teraz można je dostać w każdym kraju, w którym jest sklep CCC. Dostosowaliśmy również stronę internetową do tego, żeby mogli z niej korzystać obcokrajowcy. Dostępnych jest wiele wersji językowych. Skupiamy się teraz na budowaniu silnej i rozpoznawalnej marki w skali globalnej.
Co jest Pani zdaniem najważniejsze w handlu internetowym? Marża, umiejętność utrzymania kosztów w ryzach, zarządzanie kapitałem obrotowym, intuicja biznesowa?
Wszystko po trochu. Umiejętność zarządzania kapitałem z pewnością pozwala na efektywne, a co za tym idzie – rentowne działanie biznesu. Marża również jest istotna, ale ważniejsze jest odpowiednie nią zarządzanie, dzięki czemu ma się zysk, a biznes się rozwija. Intuicja biznesowa jest niezbędna do podejmowania kluczowych decyzji. Z nią łatwiej dostosować strategię do zmieniających się ciągle warunków. Koszty też trzeba trzymać w ryzach, żeby zysk był coraz większy. Nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. To, który element jest najważniejszy, zależy od wielu czynników, choćby od branży. Priorytety trzeba dostosowywać do konkretnych potrzeb.
Jaką część klientów DeeZee stanowią kobiety? Jak wygląda ich lojalność? Czy wiele z nich kupuje kolejny raz? Są stałe klientki, które kojarzy Pani z pierwszych lat działalności e-sklepu i które „dorastają” razem z Wami?
Oczywiście, że mamy stałe klientki, które są z nami od lat! Jest ich mnóstwo! Wiele z nich kojarzę osobiście, bo często udzielają się na naszych socialach. Cały czas dostaję wiadomości i komentarze o tym, że ktoś poznał markę DeeZee kilkanaście lat temu i jeszcze do dzisiaj ma jakąś parę butów sprzed lat, ale cały czas u nas kupuje również nowe kolekcje. Bardzo mnie to cieszy, bo wiem, że produkty, które przygotowujemy, są ważne dla naszych klientek. Tworzymy obuwie wyłącznie dla kobiet, dlatego stanowią one 100% użytkowników naszych produktów (choć oczywiście zdarzają się panowie kupujący prezenty). Bardzo serio podchodzimy do relacji z klientkami. Tworzymy prawdziwą społeczność, utrzymujemy stały kontakt.
Jak DeeZee radzi sobie z rosnącymi kosztami reklamy? Jakie działania i współprace z influencerami 2022 r. okazały się najskuteczniejsze?
W 2022 r. nawiązaliśmy współpracę z dwiema fantastycznymi influencerkami: Małgorzatą Rozenek-Majdan oraz Roxie Węgiel. Bardzo się cieszę z obu przedsięwzięć. Dzięki nim dotarliśmy do dwóch różnych grup wiekowych, dwóch różnych pokoleń. Obie akcje okazały się bardzo skuteczne sprzedażowo.
Jak Pani zdaniem będą wyglądały zakupy online za 10 lat?
Myślę, że nie trzeba wybiegać aż tak daleko, jeżeli chodzi o wprowadzanie innowacji. Już w najbliższych latach z pewnością jeszcze bardziej zyskają na znaczeniu sztuczna inteligencja, czatboty i personalizacja zamówień. Na pewno rozwinie się też system rekomendacji. Kto wie, być może za 10 lat będziemy mogli oglądać produkty w formie hologramów? Wcale bym się nie zdziwiła.
Na początku zajmowała się Pani wszystkim sama. Ile osób obecnie pracuje w DeeZee? Czy niektóre zostały od startu e-sklepu? Co było największym wyzwaniem w zwiększaniu skali działalności i delegowaniu obowiązków?
Przez te lata zespół się rozrósł. Na tym etapie w DeeZee pracuje 80 osób. Jest też oczywiście wielu współpracowników. Sześć osób raportuje bezpośrednio do mnie: dyrektor ds. rozwoju, dyrektor e-commerce, dyrektor kolekcji, art director, menedżer social mediów i menedżer marketingu. Trzech mężczyzn i trzy kobiety. Ludzie, którzy przychodzą do DeeZee, najczęściej zostają z nami na wiele lat. Zarówno w zarządzie, jak i w zespole są osoby, które pracują u nas praktycznie od samego początku.
Ciekawostką jest to, że DeeZee wychowało także wielu influencerów. Choćby Annę Skurę, moją serdeczną przyjaciółkę, która zaczynała w DeeZee jako osoba od marketingu i PR, a teraz prężnie działa na Instagramie. Co do wyzwań – przez lata byłam zosią samosią. Miałam problem z delegowaniem obowiązków. Teraz już tak nie działam – wyznaczam cele, oddaję odpowiedzialność i sprawdzam wykonanie zadania.
Jak teraz wygląda Pani przeciętny dzień pracy? Czy jakieś statystyki e-sklepu sprawdza Pani codziennie?
Codziennie monitoruję sprzedaż, a szczególnie tę przez media społecznościowe. To mój konik. Na bieżąco sprawdzam statystyki, weryfikuję, co działa, a co nie, i ustalam albo modyfikuję plan, aby coś poprawić albo zmienić. Kiedyś moja rutyna wyglądała inaczej niż teraz. Wstawałam, brałam telefon do ręki i od razu zabierałam się do pracy. Teraz poświęcam trochę czasu sobie, staram się wdrażać dobre nawyki, które zresztą dobrze przygotowują mnie do pracy. Budzę się ok. 6:00, chwilę się rozciągam, piję wodę z cytryną i zażywam witaminy. Potem oczywiście kawa, czytanie i odpowiadanie na DM (wiadomości na moim koncie na Instagramie). Potem budzę moją córkę, przygotowuję ją do szkoły i dopiero biorę się do pracy. Czasem pracuję z domu, ale najczęściej jadę do biura.
To, co robię danego dnia, zależy od wielu czynników. Jedną ze stałych rzeczy są statusy z osobami, które do mnie raportują. Podczas nich omawiamy sprawy bieżące i założenia dotyczące najbliższych celów. Ja zajmuję się głównie pracą strategiczną i PR-ową. Planuję też działania w social mediach. Lubię czasem zostać trochę dłużej w firmie, gdy już nikogo nie ma. Wtedy najlepiej mi się myśli i planuje.
Jak wygląda proces podejmowania strategicznych decyzji w DeeZee? Które były najtrudniejsze?
Decyzje strategiczne podejmuje cały zarząd, ale to mój głos jest rozstrzygający. Odkąd pracujemy z inwestorem, oczywiście o wszystkim decydujemy także w porozumieniu z nim. O najtrudniejszych kwestiach nie mogę mówić, ale niektóre są dla mnie bardzo trudne z powodów osobistych, choćby odejście członka zespołu, który był z nami przez długie lata.
Jak z perspektywy prawie pięciu lat ocenia Pani decyzję o pozyskaniu inwestora? Czy dziś inaczej podeszłaby Pani do negocjacji lub coś zmieniła w umowie współpracy?
Szczerze mówiąc, nic bym nie zmieniła. Po nawiązaniu współpracy z inwestorem osiągnęliśmy i nadal osiągamy bardzo dobre wyniki, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że była to trafna decyzja. Warunki, jakie uzgodniliśmy, wciąż mnie satysfakcjonują. Negocjacje przebiegły zaskakująco szybko, od razu znaleźliśmy wspólny język, przyświecały nam podobne cele. Przy okazji mogę polecić dwie książki na temat negocjacji i podejmowania trudnych decyzji: „Negocjacje z potworami” Igora Ryzowa i „Zjedz tę żabę” Briana Tracy’ego.
Czego nauczyła się Pani od Dariusza Miłka? Udało się Pani zarazić go miłością do social mediów?
Bardzo podziwiam go za wizjonerstwo i umiejętność biznesowego wybiegania w przód. Nauczyłam się od niego głównie tego, że tak naprawdę wszystko się da. Że trzeba stawiać sobie ambitne cele, a sportowa determinacja pomaga w prowadzeniu biznesu. O to, czego on się ode mnie nauczył i czy w ogóle czegoś, trzeba byłoby zapytać jego. Myślę jednak, że dzięki DeeZee media społecznościowe stały mu się bliższe.
Jaką część asortymentu DeeZee stanowią produkty marki własnej? Jak wygląda proces ich produkcji? Czy w planach jest rozwinięcie asortymentu o artykuły dla mężczyzn?
Oferta DeeZee składa się wyłącznie z produktów marki własnej. Co do procesu produkcji – czasem wspominam o tym, że jestem przede wszystkim kupcem. Najważniejsza jest współpraca z naszymi dostawcami. Na początku razem z moją siostrą Kaią poszukiwałyśmy ich w Londynie. Pierwszych znalazłyśmy na targach obuwia w Birmingham. DeeZee pracowało z nimi przez wiele lat. Teraz mamy partnerów biznesowych głównie z Azji. Naszych butów nie kupujemy w hurtowniach. Produkowane są one w zaufanych, bezpiecznych i sprawdzonych fabrykach.
Lata doświadczenia i różne sytuacje, jakie mnie spotkały, nauczyły mnie dobrze weryfikować wszelkie współprace. Partnerzy biznesowi, będący obecnie naszymi dostawcami, gwarantują produkty najlepszej jakości, którą osobiście testuję. Wcześniej jednak w DeeZee powstają założenia kolekcji i cała koncepcja. Tworzymy moodboardy, plany zakupowe, a także strukturę całej kolekcji. Robimy badania rynku, które mają nam pokazać, jakie oczekiwania i potrzeby mają nasze klientki. Przygotowujemy inspiracje i podejmujemy decyzje zakupowe. Nie zamierzamy wprowadzać produktów dla mężczyzn. DeeZee stworzone jest dla kobiet i na razie tak zostanie.
Wszystkie modele są trafione czy zdarza się, że któreś wbrew przewidywaniom nie cieszą się popularnością wśród klientek?
Zawsze jest jakiś rozstrzał. Rzadko bywa tak, że wszystkie modele z kolekcji sprzedają się na jednakowym poziomie. Z reguły jednak bardzo dobrze trafiamy w gusta naszych klientek.
Jakie zmiany w zachowaniach kupujących zauważyła Pani po pandemii COVID-19?
Na pewno większą wrażliwość na stosunek ceny do jakości. Poza tym nasze klientki preferują teraz wygodne obuwie z kategorii home i sport. Nic dziwnego. Pandemia wpłynęła również w jakimś stopniu na nasz lifestyle. Komfort zaczął odgrywać ogromną rolę.
Rośnie liczba zwrotów?
Nie odnotowaliśmy większej liczby zwrotów. DeeZee ma wiele stałych, wiernych klientek, które doskonale wiedzą, czego szukają i jaki mają rozmiar butów.
Jaki Pani zdaniem jest największy mit o e-commerce?
Nie wiem, czy największy, ale na pewno dosyć powszechny jest mit o tym, że wystarczy założyć sklep internetowy, wystawić produkty i czekać, aż biznes sam się rozkręci. Nic nie przychodzi samo, trzeba nieźle się napracować. Od postawienia funkcjonalnej strony internetowej, na której wszystko działa, przez odpowiednie przedstawienie produktów, po marketing i promocję. Wszystko musi być spójne i przemyślane, działać jak w zegarku. Marka musi stać się rozpoznawalna w swojej grupie docelowej. Kluczowe jest rozkręcenie firmowych mediów społecznościowych i zadbanie o kontakt z potencjalnymi klientami. Wszytko to wymaga wysiłku, zaangażowania i nieustannej nauki.
W jednej z relacji na Instagramie mówiła Pani o tym, że czerpie wiedzę z bezpośrednich konsultacji z ekspertami. Czym zaskoczyły Panią zagraniczne konferencje?
Tym, że dużą część wiedzy, o jakiej podczas nich słyszę, tak naprawdę już mam i po prostu ją sobie ugruntowuję albo uzupełniam o nowe przemyślenia. Może zabrzmi to dziwnie, ale w zeszłym roku razem z Anią Skurą byłyśmy na Marketing Impact Academy w Los Angeles i ludzie pytali nas o to, jak my daną rzecz robimy. Tak nas to zmotywowało, że postanowiłyśmy zorganizować takie wydarzenie w Polsce. Być może już niedługo będzie taka okazja.
Ludzie kojarzą mnie teraz już nie tylko jako prezeskę DeeZee, lecz także jako ekspertkę budowania marki osobistej na Instagramie. Nie ukrywam, że to moja ogromna pasja. Mam dużą wiedzę na ten temat i zamierzam się nią dzielić
Ile z Dominiki Żak jest w marce DeeZee, a ile DeeZee w marce osobistej Dominiki Żak?
Trudne pytanie. Trudno mi wyznaczyć jakiekolwiek proporcje. Z pewnością mam duży wpływ na moją markę. Zbudowałam ją, wkładam w nią całe serce. Byłam de facto archetypem DeeZee Girl. Uwielbiam buty, dlatego stworzyłam produkt, który na początku miał spełnić moje własne oczekiwania, a potem coraz bardziej rosnącej grupy DeeZee Girls. Z marką łączy mnie również sama nazwa DeeZee, która pochodzi od moich inicjałów.
A ile DeeZee jest we mnie? Myślę, że sporo. Noszę nasze produkty, mam swoje ulubione modele. Lubię te same kolory, estetyka marki jest mi niezwykle bliska. Warto dodatkowo wspomnieć, że ludzie kojarzą mnie teraz już nie tylko jako prezeskę DeeZee, lecz także jako ekspertkę budowania marki osobistej na Instagramie. Nie ukrywam, że to moja ogromna pasja. Mam dużą wiedzę na ten temat i zamierzam się nią dzielić.
Czy budowanie marki osobistej (wywiady, aktywność na LinkedInie, ponad 120 tys. obserwujących na Instagramie) wpływa na e-commerce?
Obserwatorzy znają DeeZee od lat i często proszą o rady na temat tego, jak rozkręcić podobny biznes albo jak zbudować markę osobistą. Chcą się ode mnie uczyć. Dlatego w swoich socialach tworzę materiały, które mają im w tym pomóc. Już niedługo wypuszczę własne produkty naszprycowane wiedzą, o której moje obserwatorki mają już pojęcie, i myślę, że moja marka osobista wpłynie bardziej na sprzedaż moich kursów i e-booków niż na sprzedaż produktów DeeZee.